
Ależ ja mam ostatnio szczęście! Co film, to zakochanie <3 (No, może trochę przesadzam, bo oglądany w weekend Wstrząs, delikatnie mówiąc, mnie nie zachwycił, ale potraktowałabym to raczej jako niechlubny wyjątek). W każdym razie Wielkie piękno podbiło moje spragnione kulturalnych emocji serducho całkowicie i trafiło na listę tych filmów, które będę polecać zawsze. Ale nie każdemu. Bo to jest genialne, ale jednak dość specyficzne dzieło. Żeby daleko nie szukać: Paweł w trakcie seansu najpierw zasnął, a kiedy zaczęłam wyganiać go do łóżka, zaczął czyścić komputer z wirusów <3
Film specyficzny
Skąd się bierze specyfika Wielkiego piękna? Przede wszystkim to nie jest kino w którym się dużo dzieje, a akcja goni akcję. Możemy się natomiast spodziewać spokojnie snutej historii, w której patrzymy na świat oczami głównego bohatera – Jepa, razem z nim krążymy po ulicach Rzymu, spotykamy różnych ludzi, wspominamy jego młodość, szukamy sensu życia i sposobu na spędzenie jego jesieni. Bo jak sam mówi: szkoda mu już czasu na robienie czegoś, czego robić nie chce.
I to przede wszystkim jest opowieść o życiu. Jep, światowiec, bon vivant i utalentowany pisarz (który swoją karierę zakończył na jednym dziele, a następnie został dziennikarzem) skończył właśnie 65 lat i dokonuje swoistego rachunku zysków i strat. Ma pieniądze, najpiękniejsze kobiety, elitarne towarzystwo, przyjaciół. Czas spędza na imprezach, intelektualnych dyskusjach i szukaniu sensu życia. Wspaniale, z uczuciem i zrozumieniem zagrał go Toni Servillo, tworząc obraz człowieka pogubionego, zmagającego się z uczuciem porażki i niespełnienia. Jego historię uzupełniają i nakręcają inne postacie. Otaczający go ludzie stanowią mozaikę fascynujących typów: są tu artyści, nieudacznicy, zwykli przeciętniacy, hierarchowie kościoła, striptizerka, a nawet święta. A wszystko to podane zostało w groteskowej i przerysowanej, ale też lekko baśniowej konwencji, miejscami zahaczającej o realizm magiczny. Ta formuła sprawia, że całość doskonale ze sobą współgra, nie nudzi, nie nuży. Mnie film porwał od pierwszych scen 🙂
Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia. I Rzym
Co mi się najbardziej w Wielkim pięknie podobało? Nie potrafię nawet do końca określić! Ale na pewno jest to tak ukochane przez mnie kino obrazu, w którym ogromną rolę odgrywają zdjęcia. Są najwspanialszą ozdobą, są nośnikiem treści, pokazują nam kierunek w którym zmierza akcja i grają na uczuciach widzów. Nie bez znaczenia jest też to, że przedstawiają nam, ze specyficznej perspektywy wieloletniego mieszkańca, Rzym, czyli najpiękniejsze miasto na świecie. W Wielkim pięknie Wieczne Miasto zostało cudownie sportretowane – z dystansem i ironią, ale też z nutką czułości i nostalgii. Nie ma wątpliwości, że Rzym jest jednym z głównych bohaterów obrazu Sorrentino, kto wie czy nie najważniejszym? Okrutny, bezwzględny, brzydki w swoim pięknie i piękny w swojej brzydocie.
Brzydota vs. piękno
No właśnie. Wielkie piękno to intensywne kolory, niezwykłe zabytki i sztuka stojące obok samotności, niespełnienia i życiowej porażki skrywanej pod płaszczykiem bogactwa i sukcesu. Wieczne Miasto chowa pod cienką powłoką doskonałości to co najbardziej nas przeraża: śmierć, depresję, brak sensu. Piękni ludzie mają rozdarte wnętrza, brzydcy ludzie mają w oczach smutek i rezygnację. Czy życie ma jakikolwiek sens? Czy sztuka ma jakikolwiek sens? Czy miłość istnieje? A może wszystko jest wielkim oszustwem, kuglarstwem, magiczną sztuczką i znikającą żyrafą? Zagłuszyć ten ból można na różne sposoby, a najskuteczniejsze z nich to luksusowe, bachiczne imprezy, seks, narkotyki. I kłamstwo. Najlepiej porządnie okłamać samego siebie. To podobno pomaga. A może tak naprawdę nie pomoże nam nic, a Wielkie Piękno tak naprawdę nie istnieje?
To była moja pierwsza przygoda z Paolo Sorrentino, ale już teraz wiem, że na pewno nie ostatnia. Wielkie piękno mnie podbiło, oczarowało, zastanowiło, wzburzyło, zaniepokoiło. To film kompletny, w którym piękno współgra z ludzkim bólem i niespełnieniem, sztuka z kiczem, ból istnienia z ironią. I po raz kolejny mogę zawołać: takie filmy chcę oglądać, takiego kina chcę jak najwięcej 😀
Moja ocena: 9/10